GERO NA LACHACH - Poemat Mieczysława Romanowskiego
Poemat Mieczysława Romanowskiego, polskiego poety epoki romantyzmu, poległego w wieku 30-lat w czasie powstania styczniowego (*Autor wiersza urodził się 12 kwietnia 1833 w Żukowie na Pokuciu, zginął 24 kwietnia 1863 koło Józefowa Biłgorajskiego)
Z chaty do chaty leci wieść
Zachodni wiatr ją począł nieść,
Płacze nią w polach - w możny dwór,
Bije nią jako piorun z chmur,
Przeraża panów, rycerzy, kmieci-
Zatrważa starców, matki, dzieci;
Pomordowanych książąt wdowy
Ze snu takiemi budzi słowy;
- O! płaczcie wdowy; płakać czas,
Niema już komu bronić was!
Niema już komu bronić grodu,
Ni kmiecej strzechy, ni narodu.
- Mężowie wasi, wasi kochani,
W domu Gerona pomordowani.
I zapłakały wdowy wraz:
"Niema już komu bronić nas!"
A mężny Gero syna do się zwie,
"Sygfrydzie, rzecze, młody ty mój lwie,
Trzoda bez stróża łupami dla zwierza,
Naród bez wodza łupem dla rycerza,
Wybiłem wodzów z nadodrzańskich stron -
Waleczny synu - pójdźmy zbierać plon!"
Tak wyrzekł Gero, i na ławie siada,
Lecz Sygfryd stoi i nie odpowiada.
Więc Gero znowu: "Nasz cesarz i Pan,
Znany z potęgi a i z łaski znan;
Lecz pańska łaska, to szalony koń,
Dziś mu ta miłą, jutro owa błoń.
Dobrze, gdy pomny Pan swojej czeladzi,
Lepiej, gdy sługa sam o sobie radzi".
- "Dziś ja margrafem, Otto możny król;
Dla mnież to niema na królestwo pól?
Otto po Łabę - moje państwo dalej -
Synu! Sygfrydzie, będziem królowali,
Prześcigniem całą Ottonową moc,
Zbierz lud, na Sławian wyruszymy w noc". (305)
A Sygfryd rzecze: "Ojcze, Bóg ukarze;
Pomordowanych śniły mi się twarze,
Śniły się w nocy w strasznym, wieszczym śnie.
Ojcze, ty zgubisz i siebie, i mnie!"
Lecz Gero powstał, zmarszczył czarną brew,
I rzecze groźno: "Myślałem, żeś lew,
A ciebie widzą trwoży jasna stal-
Młodej ci żony i uścisków żal".
Więc poszedł Sygfryd zbierać lud do wojny,
A Geron usiadł i dumał spokojny.
A gdy na zamek spadła noc,
Stanęła rządem grafa moc.
Stanęła licznie po rozkazie,
Od stóp do głowy w żelazie
I rżą rumaki, biedz gotowe,
Tylko graf Sygfryd spuścił głową.
W oknie go płacze żona młoda,
Szkoda mu żony, lat mu szkoda.
Lecz Gero skinął - skoczą wraz,
Od setnych kopyt zagrzmiał głaz,
Od okna biała
Chustka powiała,
Powiała może ostatni raz.
I lecą, palą grody, wsie,
Do grafa kolan lud się gnie,
A którzy klękną, już nie powstają;
Mężów Gerona knechty ścinają,
Dziatwą i żony gonią w plon,
Tak graf buduje sobie tron.
A gdy już w Odrą mieli skoczyć wpław:
"Sygfrydzie, synu, rzecze dumny graf -
Coś tak posępny - czego stronisz mnie?".
"Pomordowanych znów widziałem w śnie".
"Ha - ha! to dobrze - dobrześ synu śnił,
Jutro Lach będzie u nóg mi się wił".
A Sygfryd rzecze: "Ojcze, Bóg ukarze,
Pomordowani mieli groźne twarze". (306)
Lecz graf nie słucha. Spiął się pod nim koń -
Pognał przez pola, skoczył w modrą toń -
Szeregi za nim śród spienionych fal.
Dobili brzegu. Gero wznosi stal
I woła: "Synu! jutro z Lachem boje -
Jutro królestwo oddam w ręce twoje".
Rozbili obóz; zaszła cicha noc -
Graf się zadumał, waży swoją moc.
Sygfryd obchodzi obozowe straże,
Radby zapomnieć pościnanych twarze
I usnąć radby, lecz się lęka śnić.
Usnęli...
Rankiem zorzy złota nić
Obiegła mgłami zaciemniony wschód
I budzi obóz u odrzańskich wód.
"Synu - graf rzecze - czego patrzysz w dal?"
"Patrzą jak w zorzy błyszczy Lachów stal!".
"Gdzie? pokaż! wzrok mroczy się od snu".
"Patrzaj mój Ojcze zbliżają się tu".
"Na koń! graf krzyknął - Lachów książę sam
Do kolan dzisiaj pokłoni się nam!"
I stają męże, Gero stawia szyki,
Z borów wychodzą łąckie wojowniki,
Oblani zorzą wznoszą jasną broń:
Piękny - dorodny każdy mąż i koń.
Mieszko ich wiedzie na hufy Gerona -
Przy Mieszku z orłem chorągiew czerwona.
"Naprzód Sygfrydzie! niedługi tu trud!"
Zawołał Gero - i już zwarł się lud.
Skruszyli kopie, miecze chwycą wraz,
W tarcze i w hełmy wiodą, silny raz,
Skruszyli miecze, chwycą za topory;
Szczęk się rozlega przez pola i bory.
"Ojcze Geronie, ciężka z Lachem gra -
Dzielnie Lach walczy - twarde ramią ma".
"Tem większa sława dla nas synu mój,
Koroną da nam ten rycerski bój!"
I poskoczyli do boju ochoczo,
Pewni, że z Lachów wszystką krew wytoczą, (307)
I znowu rzecze Sygfryd: "Tu nam kres!"
"Nie - nie mój synu, Lacha weźmie bies",
I znowu walczą, lecz wtem pęka szyk -
"Sława Mieszkowi!" Lachy wznieśli krzyk
I tną Germanów toporami wkoło:
Gero i Sygfryd jeszcze stawią czoło.
Lecz wtem: "Sygfrydzie!" jęknął graf i zbladł -
Pod ciosem Mieszka młody Sygfryd padł.
Padł z rozłupaną wpół toporem głową
I oblał się krwi strugą purpurową.
O! grafie, jakaż boleść ciebie zgina?
Innej purpury chciałeś ty dla syna...
I w drżące ręce syna chwycił graf -
Skoczył do Odry - przebywa ją wpław:
Za nim rycerstwo, knechty skaczą w toń,
Resztę tnie w polu sroga Lachów broń.
Tak się skończyła wyprawa Gerona,
Tak go minęły sława i korona.
A kiedy wrócił, zbroją z siebie zdjął,
Odział się kutą, kij do ręki wziął,
I szedł w pielgrzymkę, jak uczynił ślub -
Potem dla syna wymurował grób,
I wraz z synową klękał na tym grobie,
I płakał rzewnie i złorzeczył sobie.